sobota, 23 kwietnia 2016

Antyutopia

       Nad szarą taflą niespokojnego oceanu wznosił się na potężnych filarach most. Łączył on niewielką wysepkę z lądem. Biegły nim tory kolejowe. W oddali pędził przypominający srebrną smugę pociąg. Maszyna zwalniała tak, że przy wjeździe na most nie jechała szybciej niż biegł człowiek, a następnie stanęła po jego środku, przy starej, popękanej platformie peronu, na której stała zwykła, parkowa ławka. Nad nią wznosił się słup zwieńczony zegarem. Jednak jego wskazówki stały w miejscu, a tarcza była zbita.  
Drzwi wagonu rozsunęły się na boki, ujawniając pasażerowi ponury i szary świat. Mężczyzna ubrany był w koszulę i krawat oraz eleganckie, świeżo wyprasowane spodnie. W ręku trzymał małą walizeczkę, jakby jechał na krótkie wczasy. Niewielkie kępki uczesanych włosów wśród otaczające powiększającą się łysinę świadczyły o jego średnim wieku. 
Mężczyzna westchnął i postawił pierwszy, ciężki, niejako wymuszony krok na platformie. 
Drzwi wagonu cicho zasunęły się i pociąg ruszył w drogę powrotną. Mężczyzna z nadzieją podążał wzrokiem za rozmywającym się za mostem pojazdem, łudząc się, że się zatrzyma. W końcu odwrócił się w stronę niewielkiej wysepki. Zrezygnowany ruszył kończącymi się nagle torami w jej stronę. Spotkał się z pustkowiem pokrytym niewidzącą od dawna słońca trawą i pojedynczymi głazami. 
Dostrzegł pośrodku samotny, drewniany domek. Podszedł do niego i postawił walizeczkę na pustym tarasie. Wszedł do środka. We wnętrzu były tylko trzy pozbawione mebli pokoje. I dwa okna zasłonięte grubymi, czarnymi, przypominającymi bardziej kotary zasłonami, nie przepuszczającymi właściwie żadnego światła. Mężczyzna spostrzegł mały, wyryty scyzorykiem w ścianie rysunek, przedstawiający okno. 
A w nim wyryte słońce. 
Wyszedł na taras i zaczął się przyglądać bezkresnemu oceanowi. Ze smutkiem zobaczył, jak most znika pod jego tonią, a ląd znajdujący się za nim schował się za nieprzeniknioną mgłą. 
Skrył twarz w dłoniach. Zszedł z tarasu i zaczął okrążać wyspę. W pewnym momencie stanął jak wryty. Zobaczył coś innego.  
Zbliżył się ostrożnie, jakby bojąc się, że to fatamorgana.
Wyciągnął rękę.
Niemożliwe, to jest prawdziwe.
Uśmiechnął się. 
Malutkie drzewko nazwał Elpida[1].



[1] Ελπίδα (gr.): nadzieja.

wtorek, 19 kwietnia 2016

Rude jest piękne- recenzja "Once" Johna Carneya



                Istnieją dwa rodzaje filmów- takie, które po wstaniu z fotela znikają praktycznie z pamięci i takie, o których pamięć pozostaje na długo. Przy pierwszych się relaksujemy, czasami śmiejemy, a czasami, niestety, załamujemy się jego poziomem. Przy drugich płaczemy, wspominamy, żałujemy, zazdrościmy... są po prostu piękne. Są bliskie ideału kinematografii, nieustępliwie poszukiwane przez krytyków i innych widzów. Taki też jest irlandzki „Once” Johna Carneya.

„Once” to historia dwóch ludzi- rudowłosego irlandzkiego artysty (w jego roli Glen Hansard), który pracuje jako naprawiacz odkurzaczy wraz z ojcem, i czeskiej artystki (Marketa Irglova), nie mającej stałej pracy. Spotykają się na ulicy, gdy chłopak gra na gitarze piosenkę swojego autorstwa, a dziewczyna podchodzi do niego z zainteresowaniem. Wkrótce złączy ich niezwykła więź.
Co jest niesamowitego w tym dziele, to naturalność. Przede wszystkim mówi nam o tym kamera, zdaje się ręczna, gdyż cały czas drga. „Once” może się wydać filmem amatorskim, ale właśnie taki miał być. Gra aktorów jest świetna, niesztuczna, mimo że Czeszka nawet nie jest profesjonalistką (do tego podczas produkcji miała zaledwie siedemnaście lat). Dialogi nie przypominają Szekspirowskich, zawierają czasami wulgaryzmy, jednak nie są one zniesmaczające. Często ma się odczucie, że zamiast płyty z profesjonalnym filmem, włożyło się płytę z rodzinnego archiwum.

czwartek, 14 kwietnia 2016

Fragmenty "Bitwy pod Grunwaldem" Jana Długosza


  
Pierwsze starcie

Gdy już całe wojsko się zebrało, zaśpiewało donośnym głosem ojczystą pieśń „Bogurodzicę”, a potem potrząsając kopiami ruszyło do walki. Pierwsze do boju poszło wojsko litewskie na rozkaz księcia Aleksandra, który nie znosił żadnej zwłoki. Gdy podkanclerzy Królestwa Polskiego Mikołaj, wśród potoku łez, zniknął z oczu króla, jeden z pisarzy rzekł mu, by poczekał na starcie tak potężnych wojsk, bo to niezwykle rzadki widok, którego prawdopodobnie już nigdy nie ujrzy. Podkanclerzy zawrócił więc i skupił swój wzrok na walczących armiach. W tym właśnie momencie linie obu wojsk starły się w środku doliny rozdzielającej wojska. Obydwie strony wzniosły krzepnące okrzyki.  Krzyżacy próbowali zdwojonym ostrzałem z dział rozbić oddziały polskie i zmieszać je, mimo że wojsko pruskie z większą siłą uderzyło na armię Unii, nabierając prędkości z większego wzniesienia.
W miejscu starcia wznosiło się sześć wysokich dębów, na które weszło wielu ludzi – nie wiadomo czy z wojska krzyżackiego, czy też królewskiego – by z góry zobaczyć pierwsze starcie chorągwi i losy obydwu wojsk. Walka była niezwykle głośna – łamiące się włócznie i uderzające o zbroje miecze wydawały tak głośny szczęk, jakby zwaliła się jakaś ogromna skała, tak że słyszeli odgłosy bitwy ludzie oddaleni nawet o kilka mil. Wojownik nacierał na wojownika, kruszyły się zbroje pod naciskiem innych, a miecze uderzały w twarze. Szeregi tak się zwarły, że nie można było odróżnić tchórza od odważnego, dzielnego od opieszałego, bo jedni i drudzy przywarli do siebie i tworzyli jedną wielką masę.

czwartek, 7 kwietnia 2016

Grenadierzy Starej Gwardii

           Gwardia Cesarska była elitarną jednostką francuskiej armii, mająca chronić osoby Cesarza, a także, a może przede wszystkim w późniejszym okresie, stanowiła rezerwy, odgrywające niekiedy kluczowe role w bitwach. Wywodziła się z dawnej Gwardii Królewskiej i Gwardii Dyrektoriatu. W 1800 roku zostały one połączone i utworzono z nich dwa bataliony grenadierów pieszych, kompanię strzelców pieszych, dwa szwadrony grenadierów konnych, kompanię strzelców konnych i kompanię artylerii konnej, tworząc tym samem Gwardię Konsularną. Liczyła ona niewiele ponad dwa tysiące ludzi, a dowodził nimi Joahim Murat. 
W listopadzie następnego roku przeprowadzono kolejne zmiany w Gwardii- przydzielono czterech generałów. Wkrótce zaczęto formować szwadron mameluków. W 1803 roku również utworzono batalion marynarzy Gwardii, gdyż Napoleon planował wojnę z Anglią, w końcu nieudaną. 
W maju 1804 zmieniono nazwę na Gwardię Cesarską. Dowódcą jej był sam Napoleon, pod sobą miał zaś czterech generałów. Już wtedy stan liczebny Gwardii wynosił ponad jedenaście tysięcy ludzi.
W 1809 roku Gwardię podzielono na Młodą i Starą. Ta pierwsza, liczniejsza, miała być używana w polu. Ta druga składała się z istniejących już pułków, a żołnierze tej formacji musieli mieć za sobą dziesięć lat służby, a także zasługi bojowe. Były w niej jednostki strzelców konnych i pieszych, grenadierów pieszych i konnych, szwadron mameluków, polskich szwoleżerów, żandarmerii wyborowej oraz artylerii Gwardii.
Grenadierzy to jednostka wywodząca się z XVII wieku; wówczas ich głównym

sobota, 2 kwietnia 2016

Powrót III


         

          Pan Stanisław wkrótce wrócił do swego dworku. Tymczasem w karczmie okazało się, że Audrey zaczął się lepiej czuć. Kazał sobie przysunąć ławę bliżej tlącego się jeszcze drwa w kominku. Pozostałych dwóch towarzyszy przeniesiono na górę, choć z niemałym trudem.
Koło Audreya usiadł Louis. Ten nie mógł się nadal otrząsnąć po rozmowie z panem Stanisławem. Dawno nie spotkał z taką stanowczością połączoną z tajemniczością. Nadal obawiał się o swoje życie, jednakże z Audreyem czuł się pewniej.
- Co tam, Louis?- spytał Polak, poprawiając spadający koc.
- Przed chwilą był tu jakiś Stanislas, weteran z wojny iberyjskiej- Audrey cmoknął ze zdziwienia.- Mieszka w dworku, niedaleko stąd. Przyszedł, bo znał francuski.
- No i co, o co pytał? Odpowiedziałeś?
- Gdybym mógł, to bym nie odpowiedział. Groził mi, miał pistolet. Musiałem powiedzieć prawdę- żołnierz nie dał po sobie poznać, że odczuwa głęboki wstyd. Bardzo nie lubił osobistych porażek.  
Audrey spuścił wzrok. Wiedział, że jego rodacy bywają agresywni, a szczególnie szlachta. Zawsze chodziło o honor. Uważał to za bredzenie, bo tu chodziło o życie, nie o jakiś ideał, który istniał tylko w głowach garstki ludzi.
- Coś jeszcze?- spytał.