wtorek, 31 maja 2016

Dyskusja o sensie istnienia, osiwiały szaleniec i tajemnicze czytanie- recenzja spektaklu "Krapp i dwie inne jednoaktówki"

                Powiada się, że teatry upadają i nie mają pieniędzy, ponieważ widownie zieją pustkami. Oj! nie widać tego. By znaleźć bilety na spektakl na wysokim poziomie (i nie tylko), trzeba długo szukać i wręcz „polować” na nie. Bo któż nie ma ochoty pójść do teatru? Może i są takie osoby, ale ja – jako osoba zakochana w teatrze – nie wyobrażam sobie, jak można nie kochać tak pięknej sztuki.
Niedawno udało mi się udać na spektakl z okazji sto dziesiątej rocznicy urodzin Samuela Becketta w Teatrze Polskim- przedstawiono w nim „Fragment dramatyczny II”, „Impromptu Ohio” i „Ostatnią taśmę”, zaś reżyserował Antoni Libera. Beckett był  irlandzkim dramaturgiem, prozaikiem i eseistą, a ponadto jednym z jedenastu irlandzkich noblistów. Jego dorobek był ogromny, a pisał on po angielsku – był to jego rodzimy język - oraz później po francusku (jako ciekawostkę mogę podać, że był potomkiem francuskich hugonotów). „Był człowiekiem niezwykłej skromności i szlachetności”- widnieje w programie spektaklu.

          Pierwszą wystawioną sztuką był  „Fragment dramatyczny II”, który, mimo swej dość poważnej i dramatycznej formy, jest absurdalny i żartobliwy. Tematem tej jednoaktówki jest mężczyzna stojący w oknie i wahający się, czy popełnić samobójstwo. Na pierwszym planie dyskusję o tym, czy śmierć nieszczęśnika ma sens, prowadzą dwaj urzędnicy, analizując jego akta. Jeden jest przesadnym optymistą, szukającym argumentów przeciw skokowi z okna, zaś drugi zgorzkniałym pesymistą, popychającym do desperackiego czynu. Te dwie postacie są fenomenalnie zbudowane, głównie z powodu „normalności” ich cech, które na scenie wydają się tak niedorzeczne.  
Druga sztuka – „Ostatnia taśma” – jest istnym dowodem geniuszu Becketta. Mamy do czynienia ze sześćdziesięcioletnim Krappem (nazwisko po angielsku, kojarzące się z „resztkami”), który konsekwentnie w dniu swoich urodzin dokonuje podsumowania minionego roku, co robi poprzez nagrywanie monologu na taśmie magnetofonowej. Oprócz samego nagrywania, Krapp odsłuchuje także taśmę sprzed trzydziestu lat. W ten sposób poznajemy życiorys człowieka smutnego, samotnego i uzależnionego od alkoholu; przez te cechy i nałogi nieraz wydaje się szaleńcem. Wszystko przybiera, tak jak i w poprzednim akcie, absurdalny charakter, jednak nie jest pozbawiony przesłania i przykrych momentów, które są jakby wzięte wprost z prawdziwego życia.
Ostatnią, najkrótszą, wystawioną jednoaktówką był „Impromptu Ohio”. Przy stole siedzi dwóch mężczyzn- jeden czyta opowiadanie, a drugi uważnie słucha. Nastrój tej jednoaktówki jest bardzo tajemniczy i intrygujący, ale nie tylko ze względu na świetną scenografię, ale też ze względu na niezwykły sposób czytania. Znaczenie słowa „impromptu” ma tu duże znaczenie, a oznacza „utwór muzyczny o charakterze lirycznym i improwizacyjnym”[1].

Olbrzymią rolę w spektaklu odegrała znakomita gra aktorska Andrzeja Seweryna (optymista, Krapp i osoba czytająca) i Antoniego Ostroucha (pesymista i słuchacz), którzy zdają się idealnie przedstawiać to, co chciał przedstawić Beckett. Aktorzy niesamowicie operują mimiką twarzy i intonacją głosu, czasami tak, iż mamy wrażenie, że widzimy kompletnie inną postać. Również duże znaczenie miała znakomicie stworzona scenografia, która wprowadzała element tajemniczości i aż zachęcała, by oglądać to, co dzieje się na scenie. Wszystkie trzy jednoaktówki mają przesłanie, które wcale nie jest takie oczywiste.
Połączenie świetnej sztuki, znakomitej gry aktorskiej i idealnie dopasowanej scenografii równa się oczywistemu celowi dla każdego miłośnika teatru. Tak znakomitego spektaklu nie widziałem od dawna.



Źródła: program spektaklu "Krapp i dwie inne jednoaktówki"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz