czwartek, 10 marca 2016

Powrót- prolog



     Zima tu była czymś normalnym. Czymś powszechnym. Co roku białe płatku śniegu spadały na bezkresne puszcze, na pola, na wzgórza i osady. Zamarzały rzeki, jeziora, stawy. Nieraz nieprzystępnymi drogami ruszały okryte futrami sanie ciągnięte przez buchające parą konie. Wyciągano zakurzone narty, a z pachnących stęchlizną szaf kożuchy. Z domów dochodził zapach gorącej potrawki i kaszy, a z kominów niczym z gejzerów wylatywał dym pochodzący z palenisk stojących w chatach.
Zima w swym pięknie jest jednak groźna. Szczególne żniwa zbiera, gdy całe regiony ogarnięte są wojną, toczoną nie wiadomo o co i po co. Tak jak to było w roku tysiąc osiemset dwunastym. Wówczas w śniegu leżały, stosami niemalże, zimne ciała wojaków, które przed śmiercią prosiły tylko o misę gorącej strawy, chociażby i najobrzydliwszej, ale… ciepłej. Albo o kubek parującej kawy czy przeróżnych ziół. Zdawali się nie pamiętać, że dotychczas chcieli z bronią w ręku zginąć na polu walki, jak prawdziwi bohaterowie i żołnierze; tak by ich ojcowie i kobiety płakali nie tylko łzami smutku, ale i dumy. Skuleni, zapadli jednak w wieczny sen, nie doczekawszy się spełnienia jakże skromnego marzenia, ale z nadzieją, że spotka ich jeszcze coś lepszego.

Koło nich leżały wierni i oddani towarzysze- rumaki. Na drogach ugrzęzły działa, te same, które jeszcze niedawno ze swych strasznych paszcz, wypuszczały śmiertelne pociski i grały muzykę śmierci. Obok, ledwie widoczne pod śniegiem, stały opróżnione wozy, niegdyś wypełnione workami mąki, suszonego mięsiwa i paszy.
Le Grande Armée. Dumne kolumny pięknie ubranych wojaków uśmiechających się pod wąsem i maszerujących ku zwycięstwu. Historie o ich wielkich wiktoriach brzmiały w niemal każdym francuskim domu, opowiadane z podnieceniem i dumą, a także w progach wszystkich krajów Europów, lecz tam mówione najczęściej ze strachem i smutkiem.
W tysiąc osiemset dwunastym było inaczej. Zmarznięte, wygłodzone pułki Cesarza, maszerowały niczym te zhańbione armie koalicji, które niedawno padały ich łupem. Odwrót armii znaczyły zwłoki żołnierzy i wierzchowców zostawione na drogach niczym te odpadki.
Rajem dla nieszczęsnej Wielkiej Armii miał być Smoleńsk. Spodziewali się tam wypełnionych jadłem spichlerzy i  ciepłych domów. Jednak miasto nie było utopią dla żołnierzy, nie zastali tam jedzenia, a schronienie równałoby się samobójstwu, patrząc na depczącą po piętach armię rosyjską. Upadł wówczas duch, który już od wielu tygodni był chwiejny. Dyscyplina znikła, rozpadały się kompanie.
Wiecznie napastowana przez kozacką jazdę armia napoleońska, ruszyła na zachód w poszukiwaniu szczęścia i schronienia. Po przeszłych zdarzeniach niewielu już miało nadzieję na ratunek, który mieli rzekomo znaleźć na zachodzie.

5 komentarzy:

  1. I to mnie ktoś chwalił niedawno? Czytam z zapartym tchem :) i będę zaglądać często i gęsto! Aha, może kiedyś się doczekam armii faraona w Twoich zbiorach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet o tym nie myślałem [o armii faraona]. Dopisuję do mentalnej listy życzeń.
      Dzięki, pozdrawiam.

      Usuń
    2. To by było coś pięknego, i te rydwany.... wprost na armię bestialskich Hyksosów...albo zaginiona armia Kambyzesa czy też legioniści Juliusza Cezara...Ale bym się bawiła :)

      Usuń
    3. Rozpoczynam zatem przygotowania i poszukiwania. I widzę, że trzeba zabrać się za "Faraona" Bolesława Prusa. Rzymian jakąś garstkę mam, więc nie pozostaje mi nic jak tylko ich pomalować.

      Usuń
  2. O! Mimo wielkiej miłości do Starożytnego Egiptu nie dobrnęłam do końca ,,Faraona". Mogę Ci polecić moją ,,egipską biblię";) - Toby Wilkinson ,,Powstanie i upadek starożytnego Egiptu". A jeśli ma być bardzo wojennie - sięgnij po Christiana Jacq! Czasami miałam wrażenie, że jestem w środku pola bitwy! Pozdrawiam znad kubka słabej herbaty ;)

    OdpowiedzUsuń